To nie jest zwykła recenzja, jeno krytyczna powódź o jednej takiej, co ukradła mi świat.
Sierpień 2017. Popołudnia nie były bezkarnie cytrynowe, raczej los, cebula i krokodyle łzy. Aż tu nagle jak nie jebnie, tsunami z prozy poetyckiej Krupskiej spowodowało wstrząsy tektoniczne na regale w 8 stopniach skali Richtera.
Sama o sobie pisze, że ciągnie ją do tropienia miejsc granicznych i momentów przejścia, bo urodzona w porze późnosierpniowej. Krupska to dzieciństwo i dorastanie paraboliczne, leśne dukty, ścieżki przy torach i osiedla z płyty, co jak okręty wojenne w strefach bezcłowych przedmieścia. Lasy Państwowe powinny wysłać jej proporczyk uznania za społeczną służbę szyszkom, wydrom i grzybom. Nie dość, że jest człowiekiem lasu, to jeszcze uskutecznia sianie sosen i brzóz literacką wędrówką na skraju gęstego boru. Gdzie ciemno to jasno i na odwrót. Wyobraźcie sobie, że rozpisała „Mapę zalesienia” w 2016 roku i do dzisiaj kontynuuje swoje drewniane dzieło, wyrzuciwszy kompas i radioorientacyjnie biegając z powodzeniem przez wersy.
fot. Kulturalny Karmnik
Książkę Krupskiej czytałam na raty w przestrzeni blogowej autorki. Wersję papierową dostałam jakiś czas później, z dedykacją, która została zmieniona po półrocznej znajomości. Od słowa do słowa i zbudowałyśmy dom. Ale zanim, do rzeczy.
__________
Kry na jeziorach i zimne dworce PKS
Zwiastun tomu jest brudny – pękają skórki przy paznokciach, brudzą się zimowe rękawiczki, kartki lektur czytanych w tramwajach. Potem jest już trochę lepiej i nie. Mam z „Mapą…” niemały problem, w stylu penerskiego „chodź na solo”, bo doskonale mnie odkryła, a ja tego bardzo nie lubię. Bezceremonialnie, że: „hej, ty, otwórz na dowolnej stronie i przejrzyj się, policz zmarszczki, przecież to ciebie dotyczy, zmarnowałeś sobie życie czy nie?”.
Cztery pory roku, cztery stany duszy pogubionej gdzieś pod balkonem sąsiada i na trzepaku. Dławienie się miętową landrynką, naklejki z gumy Turbo, plakaty z Bravo, gra w zdobyte. Zakrwawione kolana, krucha tożsamość, gorący chleb z masłem, strupy, trupy i duchy, sale gimnastyczne z wychudzonym kozłem i lepkimi materacami, czereśnie i społeczne dożynki z podwórka.
fot. Kulturalny Karmnik
Pora na fragmenty, które udowodniły, że można spalić wodę na herbatę.
NADZIENIE
„Nie wiem, który grosz w portfelu jest groszem na szczęście od kobiety przemycającej bardzo wysokie zwłoki do Glasgow”.
MAJÓWKA
„(…) szukają apteki, młody skaleczył kolano. tędy i tędy, choć nie do końca jesteśmy pewni. w głowie mamy dym, przeterminowaną młodość. oranżadę w nosie”.
KOSMICI
„(…) obrysują nas jedynie kredą dla lepszego rozpoznania sytuacji”.
DEMINUTIVUM
„(…) prawdziwe lasy rosną gdzie indziej, na pewno nie tutaj i trzeba to sobie powiedzieć otwarcie. tutaj dzieci karmią wiewiórki, które psują się od ogonów, szarzeją, spadają z drzew sztywne jak sznurkowe kukły i trzeba tę śmierć ubierać w obłe słowa, miękkie metafory. trzeba ją objaśniać, depcząc butem śliwki węgierki, licząc, że chociaż trochę trafia się w punkt”.
EJ, MIASTO!
„(…) zdejmiemy buty, przypominając sobie, jakie to proste. I że wciąż nie wymknęła nam się z rąk sztuka wiązania sznurówek”.
SŁOIK Z LATEM
„(…) dzieje się niewiele. Dzieje się faktura twojej sukienki, na którą mam czas, której ściegiem podróżuję od wzgórza do wzgórza”.
UPROWADZENIE TRZEPAKÓW
„(…) i czy warto czekać co rano, aż z miejsc po siniakach popłynie święta krew. mówię, że w Suwałkach pewnie nie ma nic prócz czterech na minusie. jakie to kuszące i krótkowzroczne, słuszne i zbawienne. ostatecznie pojedziemy donikąd przez Warszawę”.
POMIDORY
„spacerujemy pod tym blokiem, o którym mówisz mi, że to raczej nie blok pod spacery, że stąd spadają majtki, telewizory i samobójcy”.
ASFALT PRZEZ LAS
„przez chwilę boję się, że nasz dom budujemy z mokrych zbutwiałych desek i na słowach, które nigdy nie padną. Że powinnam cię nazywać imieniem szałwii, rumianku i innych ziół rosnących na rowach. Póki las się nie kończy, cicho kłamię ci na ucho, jak mało mnie obchodzisz”.
LIZOL
„prawie robi się widno i nie czuć rakiem ani nawet pospolitym wstrząsem mózgu, po którym rzyga się efektownie do bardzo kolorowych misek”.
fot. Kulturalny Karmnik
„Mapa zalesienia” jest migotliwa, poci się na skórzanym ringu w walce z przeszłością, która dzieje się też dziś. To pierwszy poważny stanik, diagram z wartością bycia samej, nawet jeśli z kimś. To wbijanie w wynajmowanym mieszkaniu nielegalnych gwoździ, przez które nie odzyskujesz kaucji. To matki i kochanki, które parzą sobie opuszki palców od metalowych koszyków na szklance z kawą Prima.
„Bo i po co przegadywać ciemność?”
„Mapa…” ewoluuje. Krupska pracuje dziś nad drugim tomem, który zakrawa o antologię wszystkich zbrodni, które w kolejce po żółty ser popełniają ludzie. Zbrodni, które dzieją się w łóżku, w umowie o dzieło, w kłótniach, w bocianach na wiosnę, kasztanach, miłości i pustce po sobie. Krupska definiuje duchologię wszechświata spod bloku. To rezonans magnetyczny z kontrastem bez skutków ubocznych. Tęsknisz do czegoś? Do kogoś? Bolą cię skronie, bo płoną ci myśli? Spakuj plecak, rozłóż „Mapę…”, nie zabieraj latarki, idź z Krupską do lasu. Pozwalam.
fot. Kulturalny Karmnik
Porcja bieżących fragmentów, które powstają najczęściej na jeżyckim poddaszu w Poznaniu.
PIKNIK Z WIDOKIEM NA WOJNĘ
„chodź, wynajmijmy pokój, w którym trzyma się latem butelki z różowym kompotem. w stronę okna będziemy słać delegacje, zresztą możesz nawet nazwać mi dobę od nowa, narysowywać na ciele pojebane rzeczy: współrzędne kiosków i nieczynne numery – jeszcze bez kierunków”.
ECHO
„kolor żółty zostawmy piosenkom o zazdrości, tutaj jakieś dziecko dopiero co odkryło echo i krzyczy w przestrzeń pustego blokowiska, jeśli to nie jest piękne, nie wiem, co mogłoby być”.
NOTES DO BURZ
„(…) sobotnie sprzątanie nie pójdzie tak łatwo jak w Mango, nie usunie warstw, nie zbawi twojej matki, ale mimo wszystko tańcz kiedy inni tańczą. i ty dziewczynko z kaskiem różowym jak zdrowa błona – jedź ile sił w nogach. jest prawie tak jak marzyłaś, prawie cię nie widać i nic nie wskazuje na to, że na krzyżówce wpadniesz pod audi”.
PIERWSZY WIERSZ, W KTÓRYM BOJĘ SIĘ NAPRAWDĘ
„(…) jemy mięso i dym, pozwalamy sobie budować domy, płodzić dzieci, a one dostają najwyższe noty na start. zobacz, wszystko zbudowane jest z gąbek, które się pocą i schną”.
MYJNIA
„(…) ale z rzeczy jędrnych i miękkich w tej części miasta może nas czekać tylko żółty miś-żelka wypluty na asfalt ze spękanych ust”.
DROGI DLA WIATRU
„(…) że za trzy dni trzeba będzie jechać, walczyć z życiem albo o życie w zgodzie ze standardami. jezu, serio, nie mam do tego głowy, po prostu się urodziłam”.
TOTAKTO
„(…) trafiłaś do miejsca, z którego rozchodzą się drogi tanio sypane żwirem. nie zdążysz ugrzać stóp, a już trzeba będzie wychodzić, więc może sobie jedź ten jeden przystanek dalej, na rogatki miasta, do strefy klimatycznej: „lato w miniaturze”, gdzie lasy w miniaturze i miniaturowa miłość do tej, co ma piersi jak leniwe krople miodu”.
fot. Kulturalny Karmnik
W zaktualizowanej dedykacji zielonym długopisem napisała mi tak:
„jeśli weszłybyśmy do ogromnego lasu dwoma różnymi duktami i tak spotkałybyśmy się na tej samej słonecznej polanie, by powiedzieć sobie „jesteś”. Tak się musi dziać z ludźmi, których ktoś wymyślił do jednej miłości”.
I co ja mogę. Jestem śliwką w kompocie. Gdybym była z Kają Kowalewską albo z Rupi Kaur, która tonie w swoim mleku i miodzie, to podsuwałabym im Krupską do poduszki. Tak na wszelki wypadek. Może zrozumiałyby, że z ludzi nie można robić idiotów, aplikując motylki, różyczki i biedronki w ramach wielkiej poezji. Że poezja ma mdlić, wkurwiać, wyrywać włosy, nabijać siniaki i zdrapywać stare rany, żeby nowych już nigdy nie było.
fot. Kulturalny Karmnik
Mit dzieciństwa, pogłos lęków
Krupska jest czerwonym i błyszczącym jabłkiem, trochę jednak kwaśnym. Na korzyść. Bawi się dojrzałością jak lalką bez oka. Cwany lis poezji, można ją znienawidzić za celność, za „trafił” w każdym „chybił” i wersy jak szpilki.
Teksty Krupskiej są gęstą fascynacją niedoskonałością. Turbulencje skojarzeń, konteksty, poetycka przestrzeń internowana. Proszę dać się porwać i zweryfikować swoje „być”. Nie odpowiadam za skutki tej rekomendacji. Może boleć, ale może też nie. Różnie.
_____________
Wydawnictwo: Convivo
Seria: Tangere
Rok wydania: 2016